Wstaję rano zaspana, jak zwykle spóźniona... A dziś w korpo dejdlajn na kejs, więc trzeba gnać, żeby nie było fakapu. Jeszcze tylko po drodze sojowe latte na wynos w Starbuniu i wkraczam na ołpenspejs. Już siedzą tam korpoludki i fokusują się na kejsie, aż tu nagle wyskakuje do mnie Jolka i krzyczy, że potrzebuje mnie asap. Ta to zaliczyła już w życiu nie jeden fakap, ale apik zaliczyła też kej akant menadżera, więc ma dobry łorkfloł.
- Mam do ciebie rekłest - mówi mi. - Potrzebuje bakapu, bo mam ważnego kola, a mój tim ma wtedy miting i ważny brif. Daje jej fidbak, że ok, ale już wiem, że czeka mnie krancz tajm.
Byle do lanczu!
Pozdrawiam
PB
P.S. Jeśli nie zrozumiałeś, ciesz się, jesteś szczęśliwym człowiekiem - nie pracujesz w korpo.